Back to top

AI i gitara

Sztuczna inteligencja - o tym chciałbym słów kilka. Temat rozpalał wyobraźnię pod koniec XX wieku, dziś jakby trochę już "przygasł", a może po prostu spowszedniał, bo przecież ruch w interesie ciągle jest, i ciągle realizowane są jakieś ciekawe projekty. Ale mimo to, i mimo iż komputer już dawno ograł człowieka w szachy, to jednak wciąż daleka droga do tego aby z nim... porozmawiać. Najprostsze rzeczy okazują się najtrudniejszymi - taka ta natura przewrotna, albo spróbuję tę myśl (dość znaną i oczywistą) sformułować inaczej - nie doceniają dzieła Natury Ci, którzy uważają, iż gra w szachy jest trudniejsza od zwykłej rozmowy! :)

Alan Turing, ten którego "maszyna" (tzw. "maszyna Turinga") w czasie sesji egzaminacyjnej, z tego co pamiętam, siała spustoszenie wśród studentów pierwszego roku Informatyki (w "moich czasach"), ten sam Alan Turing na memento śmierci którego patrzą codziennie wszyscy użytkownicy sprzętów wszelakich spod znaku "ugryzionego jabłuszka" - bo choć, jak podaje Wikipedia, firma Apple zaprzecza jakiemuś związkowi pomiędzy ich znakiem firmowym a śmiercią Turinga, który popełnił samobójstwo gryząc jabłko zanurzone w arszeniku (co miało związek z jego homoseksualizmem - pamiętacie, że drzewiej jabłko w logotypie Apple było "tęczowe"?..), to jednak trudno się takiemu wrażeniu oprzeć. Ale, wracając do tematu, Alan Turing "prawdę" tę dostrzegł dość dawno - nie potrzebne są wymyślne testy, egzaminy z rozumienia zasad najtrudniejszych gier / schematów / czy nauk - najważniejszym testem dla maszyny będzie rozmowa z człowiekiem, taka "rozmowa" to tzw. "test Turinga". Mimo iż można w internecie znaleźć artykuły o "zdaniu" testu Turinga przez jakiś system/komputer (jak ten artykuł na stronach BBC z połowy 2014: http://www.bbc.com/news/technology-27762088), to jednak należy te doniesienia chyba bardziej traktować jako darmową reklamę twórców takich systemów, niż rzetelną informację - nagrody Loebnera (http://loebner.net/Prizef/loebner-prize.html) nikomu do tej pory zdobyć się nie udało (w historii konkursu, od 1991 roku, przyznawane są najwyżej medale brązowe, nikt nie zdobył jeszcze medalu srebrnego, ani, tym bardziej oczywiście, złotego).

Kojarzę taką scenę z "Blade Runnera", którą można chyba interpretować jako test Turinga - gdzieś na początku filmu odbywa się przesłuchanie przybyłych na ziemię androidów, w którego trakcie przesłuchujący nie orientują się że nie rozmawiają z ludźmi - maszyna zdała test Turinga! Nie pamiętam czy takie "przesłuchanie" miało miejsce w powieści Philipa Dicka będącej pierwowzorem scenariusza filmu - "Czy androidy marzą o elektronicznych owcach", ale też myślę, że Dick nie zwracał uwagi na takie "smaczki" czy odwołania w swoich powieściach - liczyła się przede wszystkich historia, którą chciał opowiedzieć, zresztą jeżeli człowiek "trzaska" dwanaście powieści w ciągu roku (a tak zdaje się było w szczycie formy Dicka) to nie ma chyba czasu specjalnie ich "dopieszczać" :) Swoją drogą niesamowite, że mimo wszystko w tych powieściach jest tyle perełek - miał chłop "lekkie pióro" nie ma co.

"Blade Runner" opowiada o roku 2019, ale cóż, po raz kolejny rzeczywistość okazała się o wiele "wolniejsza" od sci-fi :)

No ale wracając do testu Turinga – oczywiście nie wszyscy uznają go za miarodajny i cokolwiek rozstrzygający. Stanisław Lem, w jednym ze swoich esejów, nawiązuje do eksperymentu nazwanego „Tajemnicą Chińskiego Pokoju” (w eseju pod również takim tytułem), w którym to autorzy starają się udowodnić, iż tzw. test Turinga niczego nie dowodzi. Eksperyment może i jest banalny, ale cała dyskusja wokół niego już trochę zbyt zagmatwana jak na moje rozumienie i muszę to jeszcze ze trzy razy przeczytać, aby cokolwiek z tego pojąć – na razie więc bez komentarza w tej kwestii z mojej strony. :)

Zmierzając do meritum – jest coś w inteligencji / pojmowaniu / naszym rozumieniu świata, co ciągle chyba wymyka się wszelkim próbom sformalizowania i digitalizacji i najprawdopodobniej będzie się wymykać jeszcze przez długi, długi czas – nie ma co liczyć na przełom, wiedza o wszystkim to zdecydowanie nie wszystko! Ekspertem nie jestem, ale tak mi to wygląda, i nawet nie chodzi o „rozmowę” z komputerem – choć to oczywiście może być całkiem ciekawe doświadczenie, ale spójrzmy np. na muzykę. Test „muzyczny” można chyba uznać, za wariację testu Turinga, mam tutaj na myśli odtworzenie muzyki z wprowadzonego do komputera zapisu nutowego. Dla prostych melodii wychodzi całkiem nieźle (np. etiudy Fernando Sora które już jakiś czas temu umieściłem na soudcloudzie (można je też znaleźć tutaj: http://luka.sh/muzyka), ale jeżeli podniesiemy poprzeczkę i weźmiemy na warsztat coś bardziej skomplikowanego, np. Asturias Isaaca Albeniza?.. To już jest znacznie ciekawiej – porównajcie sami, poniżej dwa wykonania tego utworu, pierwszy niech zagra komputer (guitar pro 5.2 - https://www.youtube.com/watch?v=gbMesNp3CVU ):

A teraz Ana Viodovic (https://www.youtube.com/watch?v=Nx7vOb7GNBg):

Różnica jest dość znaczna - komputerowej interpretacji słucha się do końca po prostu z ciekawości (i raz wystarczy), interpretacji Any można słuchać wielokrotnie i się nie nudzi – być może to wielkie uproszczenie, ale podobnie jak w trakcie rozmowy nie chodzi o same słowa i poprawność gramatyczną wypowiedzi, tak przy interpretacji utworu muzycznego nie są chyba najważniejsze same nutki i rytmika – jest tam jeszcze potrzebny jakiś „diabeł w szczegółach” - inteligencja? W przypadku muzyki można chyba mówić o wrażliwości, o uczuciu – czyli jest potrzebna nie tyle sztuczna inteligencja co jej jakby „wyspecjalizowana” część - „sztuczna wrażliwość”! Heh, czy pojęcie „sztucznej wrażliwości” nie brzmi trochę sztucznie (!), czy „sztuczne uczucia” są uczuciami? Być może ta droga nie ma w ogóle końca, żadna maszyna nigdy nie zda testu Turinga, bo jego „zdanie” wyklucza bycie maszyną? Zagmatwane to... jeszcze to muszę wszystko przynajmniej raz przemyśleć... Zdrówko i do następnego!